RelatioNet | Forum | Yad Vashem | Jewishgen | David Efrati | MyHeritage


5.


- Dawid, musisz wejść pod antresolę. Inaczej nie da rady, mieszkanie spalone, w każdej chwili może tu ktoś wpaść, może cię ktoś zobaczyć. A on powiedział, że pojedzie gdzieś na wieś.

My z matką postaraliśmy się o metrykę od księdza Godlewskiego - tego, który lubił nazywać się antysemitą. I ten sam antysemita wydał podobno około 700 metryk dla Żydów.

Matka poszła do parafii na placu Grzybowskim. Dawid w swoich wspomnieniach pisał później, że zapłacił 700 złotych za metrykę. Być może jakiś Żyd zapłacił komuś 700 złotych, ale na pewno nie on, który nie miał ani grosza przed kolejną podróżą.

W rzeczywistości matka dała na tacę 20 złotych, równowartość kilograma chleba.


Bywały czasy, że „niekupiony kilogram chleba”, oznaczał „nowe życie”.

Ale tego słowniki związków frazeologicznych nie podają.




*

- Ja mu jeszcze zabrałem dolary. Bo on miał 10 dolarów, jakiś XI wiecznych w dużym formacie – jakieś wielkie, postrzępione ze wszystkich stron, jakby je myszy pogryzły. Kiedyś je pewnie dostał od ojca, albo dziadka. Ja wtedy powiedziałem :

- Dawid, to jest dla ciebie wyrok śmierci. Gdzie polskie dziecko z dolarami ?

Jak normalnie nikt by na ciebie nie zwrócił uwagi, tak jakbyś pokazał dolara, to by powiedzieli – „oczywiście, to przecież Żyd!” i wtedy mogliby cię bić tak długo, że mógłbyś nie wytrzymać.. Bo by myśleli – że jak tutaj ma 10 dolarów, to gdzieś ma i tysiąc.

No i ja mu te dziesięć dolarów zabrałem.

Powiedziałem :

- Ty jesteś polskie dziecko, masz iść i prosić ludzi o kawałek chleba, a nie dolary pokazywać!

6.

Dawid później pojechał na front.

Przyszedł, w kwietniu 1943 roku; trwało wtedy powstanie w getcie warszawskim. I wtedy ojciec, który był również w podziemiu odebrał z kanałów dziesięciu bojowników , którzy z getta uciekli. Powstanie w ostatnim dniu kwietnia gasło, kto jeszcze żył – starał się uciec z getta.

Ale co zrobić z Dawidem? Mieszkanie spalone, więc jedynym sposobem jest, aby pojechał z tamtymi dorosłymi Żydami. Przewiozłem go tam.

Po tych z kanałów ktoś miał przyjechać. Ale jak to się zdarzało w tamtych czasach, nikt nie przyszedł, więc ojciec ukrył ich w jednej z warszawskich piwnic.

Dawid był już parę dni z nimi. Jak przyniosłem im jedzenie on podszedł do mnie i powiedział:

- Staszek, tu jest tak niedobrze.

- Wiesz co Dawid? To chodź.

No i poszliśmy.

*

- A na drugi dzień była wpadka. Jacyś z organizacji podziemnej zastrzelili jednego wartownika niemieckiego.

Byłem tego świadkiem – przed gmachem sądów był szpital niemiecki, przed którym zawsze stał jeden wartownik. Ulica „Biała” – teraz jej nie ma; wychodziła akurat naprzeciw budynków sądowych.

Staliśmy na rogu z ojcem i rozmawialiśmy z jego wspólnikiem – ojciec miał jakiegoś pośrednika, miał wynająć jakiś lokal dla tych z piwnicy.

Byłem na rowerze wtedy.

W pewnym momencie słyszę strzał. Patrzę – po drugiej stronie ulicy stoi dwóch mężczyzn ubranych w ładne garnitury. Nagle Niemiec, który stał z pistoletem pada na kolana – tak jakby na filmie, w zwolnionym tempie.

Dwóch ładnie ubranych stoi nad nim. A jeden z nich tylko – bam bam bam.

Ja stoję i liczę te strzały :

Bam, bam, bam, bam.

W końcu gdy byli pewni, że Niemiec nie żyje, poderwali się do biegu. Jeden się jeszcze odwrócił, strzelił raz i pobiegli do ulicy Chłodnej.

To był początek maja, drugi, trzeci – nie wie. Kuzynka była na nabożeństwie w kościele na Chłodnej i akurat wracała do domu. Opowiedziała mi dalszy ciąg – jacyś dwaj biegli, wskoczyli do samochodu, który w jednej chwili zniknął. To byli właśnie tamci ładnie ubrani.

Mówię do ojca – wracamy, bo tu zaraz będzie gorąco.

- Ty wsiadaj na ten rower, ja zostanę – jestem stary, nic mi nie zrobią.

Gdy Galas dojeżdżał na Pragę, przed tamtym niemieckim szpitalem pojawili się Niemcy. Odkryli kryjówkę. Przykro, ale ci Żydzi wskazali na ojca, i powiedzieli, że to on ich ukrywał. Ich Niemcy wyciągnęli – to było w takim zupełnie oddzielonym budyneczku gospodarczym, no i tam byli oni w tej piwnicy. Wyprowadzono ich i zatrzymali paru ludzi – ojca też.

I do dnia dzisiejszego ojciec przepadł razem z tamtymi z getta, których ktoś miał odebrać.

Gdy skończył mówić, chwilę panowała cisza, widocznie myślał o ojcu. Później tylko krótko się roześmiał. Tadeusz Borowski pisze – niekiedy skala reagowania człowieka jest zbyt mała i gdy sięga tragicznego dna, wtedy wyzwala się w śmiechu.




Zrobili mu coś, mimo, że był stary.

Tylko co ?

Zapomnieli powiedzieć.




Może gdyby miał rower…